sobota, 23 lutego 2013

Obrzydliwe i sensacyjne półprawdy

Zbiera na mdłości, gdy dzisiaj słucha się wiadomości na temat zagłodzenia chłopca przez rodziców.

Nie ważne jaka jest prawda, ważne tylko to, aby przekazać sensację, bez względu na to, czy robi się krzywdę niewinnym ludziom i tak przeżywającym tragedie.

Na ten temat wypowiadali się lekarze, ludzie z opieki społecznej, sąsiedzi, oni nie uważali, że dziecko zostało zagłodzone.

Może warto poczekać na dalsze ustalenia odpowiednich służb i organów ścigania, zanim wyda się już surowy wyrok na być może niewinnych ludzi.

Natomiast dla dziennikarzy liczy się oglądalność i poczytność, w telewizji obojętnie jakiej stacji dziennikarze prześcigają się w określeniach: zbrodnia, tragedia, zagłodzili dziecko na śmierć itd.

Kochani dorośli podobno dziennikarze, zastanówcie się, czy i w jakim stopniu robicie swoim pędem do sensacji krzywdę niewinnym ludziom. Może warto posłuchać poważnych ludzi, którzy się w tej sprawie wypowiadają, mówią o ciężkiej chorobie, o tym, że to dziecko było pod opieką lekarza rodzinnego, lekarzy w szpitalach, pod opieką ludzi z opieki społecznej.

Więcej obiektywizmu a mniej pędu po kasę za sensacje!

poniedziałek, 18 lutego 2013

Ma 75 lat, czy to jeszcze człowiek?


Ma 75 lat, leży i wyje z bólu. Historia jedna z wielu, jest emerytem, jak to bywa w tym wieku stan jego zdrowia wymagał wszczepienia endoprotez.  Zabieg przeprowadzono w Olsztynie, obecnie cierpiący mieszka w Warszawie.

Okazało się, że podczas operacji popełniono jakiś błąd. Coś się obluzowało, zrobił się stan zapalny. udał się do szpitala w Warszawie przy ul. Wołowskiej.

Ale co będę opisywał, najlepiej, jak w tym miejscu wkleję jego tekst opisujący sytuację.

""Przez około dwa miesiące towarzyszą mi nieodłącznie coraz ostrzejsze, wręcz paraliżujące bóle nóg. Bolą biodra i uda, a dolegliwość bierze się od biodrowych stawów. Głównie od prawego, w którym obluzowała się wszczepiona przed laty endoproteza. Obluzowanie sprawiło, że prawa noga stała się od lewej krótsza o centymetr mniej więcej, a ból bierze się z tarcia wszczepionym obcym ciałem po okostnej, która jak wiadomo jest bardzo unerwiona. W wyniku rozwoju przypadłości przypętało się jeszcze ropne zapalenie prawego stawu biodrowego, które wywołuje różne osobliwe skutki.
 Gdy lekarz reumatolog przejrzał wyniki mych badań laboratoryjnych i zobaczył, że OB. (opad czerwonych krwinek) wynosi 120 (norma dla mojego wieku jest co najmniej sześciokrotnie mniejsza), natychmiast wystawił skierowanie do szpitala. Lekarz ortopeda dyżurujący w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym zamienił skierowanie reumatologa na swoje i polecił zapisać się na konsultację u kierownika kliniki zajmującej się ludzkimi kończynami.
 Kierownikiem okazał się być fachowiec z tytułem profesora doktora z habilitacją. Gdy zgłosiłem się w wyznaczonym terminie, pan Profesor zbadał mnie troskliwie, wypytał kiedy i gdzie operowano mi biodra, a następnie udał się do innego pomieszczenia, w którym był komputer, by wyświetlić płytkę z obrazem ich prześwietlenia. Nie było go z pół godziny, a gdy wezwał mnie ponownie, zupełnie już zmienionym, dość obcesowym tonem powiedział bym jechał tam gdzie robiono mi operację wszczepienia, czyli do Olsztyna. Po jaką cholerę  mu kłopot z 75 letnim staruchem, z którego nikt i nic pożytku mieć już nie będzie – pomyślał sobie zapewne.

Wspomniałem panu Profesorowi, że z moją dolegliwością trudno mi przejechać kilka przystanków tramwajem, cóż więc mówić o ponad dwustukilometrowej podróży autobusem, a ponadto kiedyś mieszkałem w tym mieście, teraz natomiast, by zacząć sprawę od początku, musiałbym hotel nająć na czas jej załatwiania, a na to po prostu mnie nie stać. Pan Profesor oświadczył, że to moja sprawa, a sknocone biodro niech reperują ci, którzy sknocenia się dopuścili. Posłuchanie dobiegło końca.""

Po przeczytaniu tego opisu zastanawiam się, czy człowiek w wieku 75 lat jest jeszcze człowiekiem?

Z zachowania się pana profesora można wnioskować, że już nie.

Gdyby nie tragizm tej sytuacji, to powinno się napisać, że pan profesor doszedł do wniosku, iż najlepiej i najtaniej będzie, jak ten 75 - letni pacjent zdąży umrzeć, problem się skończy.

Smutne jest życie ludzi starszych! Tylko im wycie z bólu pozostaje.


niedziela, 17 lutego 2013

Kto i co powoduje taką nienawiść?


Co rusz słyszymy i widzimy o zniszczonym pomniku, na transparentach manifestujących szczególnie strony prawicowej czytamy hasła nawołujące do walki, do nienawiści.
Dzisiaj przeczytałem taką notkę:
"Nieznani sprawcy zniszczyli pomnik sanitariuszki AK Danuty Siedzikówny "Inki", skazanej na karę śmierci i straconej w 1946 r., który znajduje się w Parku Jordana w Krakowie. Wandale oblali farbą popiersie i postument. Jak powiedział prezes Towarzystwa Parku im. dr Henryka Jordana Kazimierz Cholewa, do dewastacji doszło najprawdopodobniej w nocy z piątku na sobotę. O zniszczeniu została poinformowana policja, która dokonała oględzin pomnika i poszukuje sprawców wybryku. Fot. PAP/Jacek Bednarczyk (PAP/GK)"

O tej nienawiści jeszcze więcej można dowiedzieć się z zamieszczanych przez internautów komentarzach.

Kto jest winien takim podziałom i nienawiści?

Żyjemy w czasach, w których żyje jeszcze wielu ludzi urodzonych i wychowanych w PRL-u, dobrze oni pamiętają tamte czasy. Jest to w większości pokolenie, które odbudowywało Polskę po zniszczeniach wojennych, wielu dzięki tamtym czasom i ustrojowi przestali być analfabetami, mieli opiekę socjalną i inne dobrodziejstwa tamtego ustroju.

Dzisiaj zaś wielu ludzi prawicy z historykami IPN-u robią wszystko aby tamte czasy zakłamać, aby kolejnemu pokoleniu pokazać PRL w jak najgorszym świetle.
I to wszystko widzi pokolenie po PRL-owskie, nagle zderzają się z tym co pamiętają a co słyszą.

Takie działania niby historyków i skrajnych prawicowców powodują podziały Polaków, na lepszych i gorszych.

A słynna wojna Polsko - Polska?

I dziwić się, że jedni niszczą pomniki idoli drugich? Tak się dzieje w obydwie strony.
A politycy i historycy tylko tą atmosferę nakręcają, szkoda.