Ma 75 lat, leży i wyje z bólu. Historia jedna z wielu,
jest emerytem, jak to bywa w tym wieku stan jego zdrowia wymagał wszczepienia
endoprotez. Zabieg przeprowadzono w
Olsztynie, obecnie cierpiący mieszka w Warszawie.
Okazało się, że podczas operacji popełniono jakiś błąd.
Coś się obluzowało, zrobił się stan zapalny. udał się do szpitala w Warszawie
przy ul. Wołowskiej.
Ale co będę opisywał, najlepiej, jak w tym miejscu wkleję
jego tekst opisujący sytuację.
""Przez
około dwa miesiące towarzyszą mi nieodłącznie coraz ostrzejsze, wręcz
paraliżujące bóle nóg. Bolą biodra i uda, a dolegliwość bierze się od
biodrowych stawów. Głównie od prawego, w którym obluzowała się wszczepiona
przed laty endoproteza. Obluzowanie sprawiło, że prawa noga stała się od lewej
krótsza o centymetr mniej więcej, a ból bierze się z tarcia wszczepionym obcym
ciałem po okostnej, która jak wiadomo jest bardzo unerwiona. W wyniku rozwoju
przypadłości przypętało się jeszcze ropne zapalenie prawego stawu
biodrowego, które wywołuje różne osobliwe skutki.
Gdy lekarz
reumatolog przejrzał wyniki mych badań laboratoryjnych i zobaczył, że OB. (opad
czerwonych krwinek) wynosi 120 (norma dla mojego wieku jest co najmniej
sześciokrotnie mniejsza), natychmiast wystawił skierowanie do szpitala. Lekarz
ortopeda dyżurujący w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym zamienił skierowanie
reumatologa na swoje i polecił zapisać się na konsultację u kierownika kliniki
zajmującej się ludzkimi kończynami.
Kierownikiem
okazał się być fachowiec z tytułem profesora doktora z habilitacją. Gdy
zgłosiłem się w wyznaczonym terminie, pan Profesor zbadał mnie troskliwie,
wypytał kiedy i gdzie operowano mi biodra, a następnie udał się do innego
pomieszczenia, w którym był komputer, by wyświetlić płytkę z obrazem ich
prześwietlenia. Nie było go z pół godziny, a gdy wezwał mnie ponownie, zupełnie
już zmienionym, dość obcesowym tonem powiedział bym jechał tam gdzie robiono mi
operację wszczepienia, czyli do Olsztyna. Po jaką cholerę mu kłopot z 75
letnim staruchem, z którego nikt i nic pożytku mieć już nie będzie – pomyślał
sobie zapewne.
Wspomniałem panu
Profesorowi, że z moją dolegliwością trudno mi przejechać kilka przystanków
tramwajem, cóż więc mówić o ponad dwustukilometrowej podróży autobusem, a
ponadto kiedyś mieszkałem w tym mieście, teraz natomiast, by zacząć sprawę od
początku, musiałbym hotel nająć na czas jej załatwiania, a na to po prostu mnie
nie stać. Pan Profesor oświadczył, że to moja sprawa, a sknocone biodro niech
reperują ci, którzy sknocenia się dopuścili. Posłuchanie dobiegło końca.""
Po przeczytaniu tego opisu zastanawiam się, czy człowiek
w wieku 75 lat jest jeszcze człowiekiem?
Z zachowania się pana profesora można wnioskować, że już
nie.
Gdyby nie tragizm tej sytuacji, to powinno się napisać,
że pan profesor doszedł do wniosku, iż najlepiej i najtaniej będzie, jak ten 75
- letni pacjent zdąży umrzeć, problem się skończy.
Smutne jest życie ludzi starszych! Tylko im wycie z bólu
pozostaje.