poniedziałek, 18 lutego 2013

Ma 75 lat, czy to jeszcze człowiek?


Ma 75 lat, leży i wyje z bólu. Historia jedna z wielu, jest emerytem, jak to bywa w tym wieku stan jego zdrowia wymagał wszczepienia endoprotez.  Zabieg przeprowadzono w Olsztynie, obecnie cierpiący mieszka w Warszawie.

Okazało się, że podczas operacji popełniono jakiś błąd. Coś się obluzowało, zrobił się stan zapalny. udał się do szpitala w Warszawie przy ul. Wołowskiej.

Ale co będę opisywał, najlepiej, jak w tym miejscu wkleję jego tekst opisujący sytuację.

""Przez około dwa miesiące towarzyszą mi nieodłącznie coraz ostrzejsze, wręcz paraliżujące bóle nóg. Bolą biodra i uda, a dolegliwość bierze się od biodrowych stawów. Głównie od prawego, w którym obluzowała się wszczepiona przed laty endoproteza. Obluzowanie sprawiło, że prawa noga stała się od lewej krótsza o centymetr mniej więcej, a ból bierze się z tarcia wszczepionym obcym ciałem po okostnej, która jak wiadomo jest bardzo unerwiona. W wyniku rozwoju przypadłości przypętało się jeszcze ropne zapalenie prawego stawu biodrowego, które wywołuje różne osobliwe skutki.
 Gdy lekarz reumatolog przejrzał wyniki mych badań laboratoryjnych i zobaczył, że OB. (opad czerwonych krwinek) wynosi 120 (norma dla mojego wieku jest co najmniej sześciokrotnie mniejsza), natychmiast wystawił skierowanie do szpitala. Lekarz ortopeda dyżurujący w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym zamienił skierowanie reumatologa na swoje i polecił zapisać się na konsultację u kierownika kliniki zajmującej się ludzkimi kończynami.
 Kierownikiem okazał się być fachowiec z tytułem profesora doktora z habilitacją. Gdy zgłosiłem się w wyznaczonym terminie, pan Profesor zbadał mnie troskliwie, wypytał kiedy i gdzie operowano mi biodra, a następnie udał się do innego pomieszczenia, w którym był komputer, by wyświetlić płytkę z obrazem ich prześwietlenia. Nie było go z pół godziny, a gdy wezwał mnie ponownie, zupełnie już zmienionym, dość obcesowym tonem powiedział bym jechał tam gdzie robiono mi operację wszczepienia, czyli do Olsztyna. Po jaką cholerę  mu kłopot z 75 letnim staruchem, z którego nikt i nic pożytku mieć już nie będzie – pomyślał sobie zapewne.

Wspomniałem panu Profesorowi, że z moją dolegliwością trudno mi przejechać kilka przystanków tramwajem, cóż więc mówić o ponad dwustukilometrowej podróży autobusem, a ponadto kiedyś mieszkałem w tym mieście, teraz natomiast, by zacząć sprawę od początku, musiałbym hotel nająć na czas jej załatwiania, a na to po prostu mnie nie stać. Pan Profesor oświadczył, że to moja sprawa, a sknocone biodro niech reperują ci, którzy sknocenia się dopuścili. Posłuchanie dobiegło końca.""

Po przeczytaniu tego opisu zastanawiam się, czy człowiek w wieku 75 lat jest jeszcze człowiekiem?

Z zachowania się pana profesora można wnioskować, że już nie.

Gdyby nie tragizm tej sytuacji, to powinno się napisać, że pan profesor doszedł do wniosku, iż najlepiej i najtaniej będzie, jak ten 75 - letni pacjent zdąży umrzeć, problem się skończy.

Smutne jest życie ludzi starszych! Tylko im wycie z bólu pozostaje.


3 komentarze:

  1. Marek robimy akcje przez Onet, wieczorem podam szczególy

    OdpowiedzUsuń
  2. Marzycielu cóż, jak ktoś jest stary i niezamożny nie ma wartości, nie ma sensu się męczyć, nie ma sensu się starać. Smutne to, ale prawdziwe niestety. Obawiam się, że opisany przez Ciebie przypadek to jeden z wielu

    OdpowiedzUsuń
  3. Z pewnością historia jest prawdziwa. Ale niedawno leżałem w szpitalu w jednej sali z panami w wieku od 74 lat wzwyż (podczas mojego pobytu przewinęło się ich chyba sześciu) i wszyscy byli leczeni z dużą starannością i nikt z personelu szpitalnego w niczym nie uchybił ich godności. Czuło się, że każdy pacjent był tak samo ważny.
    Nie należy rozciągać pojedynczych przypadków na całą służbę zdrowia i wszystkich lekarzy

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę wszystkich Anonimów aby jednak się podpisywali. Będzie to miłe.